niedziela, 3 sierpnia 2014

INGLOT - Sleeks Cream

O tym, że do cieni Inglota mam słabość już wiadomo. Natomiast jeśli chodzi o ich inne produkty, mam różne zdanie. Część asortymentu to jakaś pomyłka, inne za to są całkiem niezłe. Pewne jest to, że nic tak jak cienie im nie wyszło :) 

Dziś króciutko o błyszczykach Sleeks Cream.




Mazidła z tej serii mam obecnie w użytku dwa. Pierw oceńmy "książkę po okładce", lubię ich proste opakowanie, niby nic specjalnego, ale świetne w swoim minimalizmie. Niektóre użytkowniczki nie przepadają za długim aplikatorem, dla mnie to żaden problem! Ode mnie duży plus za brak pędzelka, wolę gąbeczkowe rozwiązanie. 



 W kwestii noszenia zdecydowanym pozytywem jest to, że się nie klei. Kolor można stopniować. Jedna warstwa daje delikatny kolor, natomiast dwie to już porządne krycie! Produkt jest jak dla mnie całkiem gęsty (na pewno do rzadkich nie należy), ale gładko sunie po ustach! Daje lekkie nawilżenie. Nie podkreśla suchych skórek! A i zapach też super.

Jeśli chodzi o trwałość, jak zwykle ciężko mi się określić, bo w moim przypadku wszystko ma krótki żywot. Ale ten błyszczyk trzyma się całkiem nieźle. Kolor zjada się równiutko. Ja kupuje je co jakiś czas i do tej pory jestem zadowolona. Jeśli jeszcze nie miałaś z Nimi do czynienia, uważam, że warto im się przyjrzeć. Cena tego produktu nie jest specjalnie wygórowana, więc czemu by nie. 

Może używałaś już tego inglotowskiego błyszczyka? Jeśli tak, koniecznie daj znać jak się u Ciebie sprawdził i na jaki kolor postawiłaś! 

















4 komentarze:

  1. Ładnie wyglądają:) ja prawie nie używam blyszcxykow. Za to mam wielka słabość do balsamów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oba świetne! Ale ten drugi wygląda szczególnie cudownie na ustach! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo lubię nie tylko opakowanie ale i zawartość :) jestem raczej nie błyszczykowa (mam całe 3), ale z tym wyjątkowo się polubiłam. Najważniejsze że nie klei się i nie podkreśla skórek :) mam kolorek 94

    OdpowiedzUsuń